Behemoth the Barbarian
2001-09-14 17:08:58
|
Z sesji RPG: DZIENNIK SHEERY
Zanim przeczytacie opowieść, muszę wspomnieć o pewnych wydarzeniach, które uczyniły relacjonowaną sesję wyjątkową. Otóż moja drużyna składała się z 5 osób, jedną z nich była dziewczyna. Imiona ich graczy to: Sheera, Gormax, Halvor, Valkhari i Mandor. W pewien feralny czwartek Sheera pokłóciła się (dłuuuuuga historia) z Halvorem i Mandorem i zdecydowała, że odchodzi z drużyny. Ponieważ Sheera była bardzo dobrą graczką, ja nie dopuszczałem możliwości, żeby na zawsze przestała grać, więc gdy po pewnym czasie sprawa trochę przygasła, wpadłem na szatański pomysł ;)
-----------------------
DZIENNIK SHEERY
W trakcie moich licznych przygód trafiłam do Travaru, gdzie natknęłam się na grupkę złodziei. Zauważyłam, że byli posiadaczami cennego naszyjnika. Domyśliłam się, że nie jest on legalnego pochodzenia, więc skoro tak już było, czemu miałby przynieść korzyść im a nie mi. Zastanawiałam się, czy nie przyłączyć się do nich, jednak nie wyglądali na profesjonalistów, lecz na marne szumowiny, którym przypadkiem trafił się cenny przedmiot. Poza tym postanowiłam odszukać moją dawną drużynę: Halvora, Gormaxa, Valkhari'ego i Mandora. Dlatego, gdy złodzieje spali, korzystając ze swoich umiejętności zakosiłam im to świecące cacko. Postanowiłam sprzedać naszyjnik w Wielkim Targu. Wędrując przez Puszczę Serwos natknęłam się na plemię Katan. Mieszkańcy dżungli nigdy przedtem nie widzieli na oczy wietrzniaka, przez co stałam się dla nich istotą boską. Ich wódz poprosił mnie o pomoc w odzyskaniu amuletu z symbolem drzewa, skradzionego przez wrogie plemię. Narażając swoje życie w walce z przerażającymi t'skrangami, którzy od lat prowadzili wojny z Katanami, zdobyłam magiczny artefakt. Dzięki swojemu czynowi zyskałam przychylność, sympatię i szacunek tubylców. Przebywając w dżungli poznałam kobietę, która tak jak ja podróżowała sama po Barsawii. Zafascynowały ją wierzenia Katan, dlatego pozostała tam ucząc się i badając ich religię. Po tym jak zaprzyjaźniła się z plemieniem, została wybrana na kapłankę. Po przybyciu do Wielkiego Targu wreszcie trafiłam na ślad mojej drużyny. Skoro już ich odnalazłam, postanowiłam sprawdzić ile doświadczenia zdobyli od czasu kiedy się rozstaliśmy. Przy okazji chciałam się trochę z nich pośmiać. Będąc w jednej z karczm Wielkiego Targu dowiedziałam się, że zamierzali spędzić tu trzy tygodnie aby udoskonalić swoje możliwości dyscyplinarne, a potem wyruszyć do Travaru. Wpadł mi do głowy pomysł, jednak do jego realizacji potrzebowałam pomocy przyjaciół z plemienia. Wyruszyłam więc do Dżungli Serwos uzgodnić wszystkie szczegóły z Katanami. Podczas wielkiej rady plemienia moi przyjaciele zgodzili się mi pomóc w przygotowaniu małego testu dla mojej dawnej drużyny. Dowiedziałam się, że Katanie nie cierpią Mistrzów Żywiołów, gdyż ci używają żywiołu drewna do dziwnych, niezrozumiałych dla nich rzeczy. Właśnie dlatego postanowiliśmy, aby największych przeciwności losu doświadczył Mandor, aby zrozumiał, że drzewa z Serwos są dla mieszkańców puszczy świętością. Po uzgodnieniu wszystkich szczegółów powróciłam do Wielkiego Targu, aby osobiście nadzorować przebieg testu. Pewnej nocy w czasie gdy drużyna podróżowała z Wielkiego Targu do Serwos, Mandor stracił 120 sztuk srebra, a na jego twarzy pojawił się znak drzewa namalowany świecącą zieloną farbą - to była moja robota. Gdy dotarli do Wodospadu Gryfa na jednym z drzew zauważyli, a dokładniej Mandor spostrzegł, symbol drzewa namalowany tą samą farbą co malowidło na twarzy Mistrza Żywiołów. Znając ich nawyki namalowałam ten znak na drzewie, które wydawało mi się najbardziej prawdopodobnym miejscem ich obozu. Kilka dni później jedno z czczonych przez Katan drzew sprawiło drużynie kłopot. Mandor został wciągnięty pod wodę przez mangrowe węgorze. Właśnie wtedy reszta moich kompanów dopuściła się strasznego czynu, aktu zniszczenia korzeni świętego drzewa. Ten fakt tak rozwścieczył plemię, że zażądali oni śmierci całej druzyny. Tylko pozornie zgodziłam się na uśmiercenie moich towarzyszy. Kazałam Katanom złapać ich i położyć na ołtarzu w wiosce. Zgodnie z tradycją tubylców, wrogów swojej religii zabijają poprzez otrucie na ołtarzu, a ich ciała wrzucają do podziemnej jaskini. Plemię wierzyło, że to samo stanie się z moimi przyjaciółmi, jednak ja nie mogłam do tego dopuścić. Przekonałam kapłankę, moją koleżankę, by zamiast trucizny posypała nacięcia na rękach związanych na ołtarzu moich kompanów proszkiem powodującym jedynie utratę przytomności. Dowiedziałam się od niej, że podziemna jaskinia to w rzeczywistości wielki labirynt pełny potworów i niebezpiecznych pułapek, z którego jednak jest wyjście. Modliłam się do Pasji by moi przyjaciele wydostali się z podziemi. Na szczęście udało mi się, jak się później dowiedziałam dzięki niezwykłej sile Halvora. Podczas podziemnej wędrówki ucierpieli jednak Gormax i Valkhari, przy czym ten ostatni otarł się o śmierć. Zobaczywszy moich towarzyszy postanowiłam wynagrodzić im te ciężkie chwile. W nocy podrzuciłam do ich sakiewek eliksiry, mające uleczyć ich rany. Korzystająć z pomocy kapłanki udało mi się również przyprowadzić ich rumaki przez puszczę. Po przybyciu do Rivervale - osady znajdującej się pomiędzy Serwos a Travarem - moi kompani wstąpili do karczmy. Tam spotkali mojego dobrego przyjaciela, oberżystę, który na moją prośbę polecił im gospodę "Wykwintne Podniebienie" w Travarze. Bojąc się, że w trakcie podróży przez labirynt utracili swoje bogactwa, podrzuciłam im nocą ilość srebra wystarczającą na zatrzymanie się w tawernie. Po kilku dniach dotarli do Travaru, gdzie z łatwością trafili do wskazanej przeze mnie karczmy. Zasiedli przy jednym ze stołów i natychmiast pojawił się przy nich kelner - t'skrang. Poprosił ich o opowieść, w zamian za którą otrzymali po kuflu wybornego piwa. Okazało się, iż zostali wplątani w walkę plemion. T'skrangowie, wiedząc iż Halvor, Gormax, Mandor i Valkhari, są moimi przyjaciółmi, liczyli iż trzymając ich w niewoli, wpłyną na mnie, a tym samym wpłyną na plemię Katan. Do piwa, które otrzymali moi towarzysze, został dolany specyfik, który ich uśpił. Zostali przeniesieni do wynajętego wcześniej przez tubylca pokoju, związani i umieszczeni w klatce. Widząc, co się dzieje, postanowiłam im pomóc. Po zaciekłej walce z olbrzymim t'skrangiem, w końcu utopiłam swój sztylet w jego gardle. Zeszłam na dół do sali biesiadnej, by uspokoić swoje skołatane nerwy. Po powrocie dostrzegłam, iż moja drużyna obudziła się. Gdy mnie ujrzeli, nie ukrywali zdziwienia. Mandorowi zajęło dłuższą chwilę podnoszenie szczęki z podłogi. Otwarcie zamka w klatce okazało się pestką dla tak doświadczonej adeptki złodziejki jak ja, dlatego już po chwili siedzieliśmy w sali besiadnej, popijając piwo, przyniesione przez miłą kelnerkę o imieniu Kathleen, i opowiadając sobie nawzajem przygody, które nas spotkały od czasu mojego odejścia z drużyny.
-----------------------
Podróż przez puszczę zajęła 4 graczom dwie sesje, podczas których nie mieli pojęcia, kto i co stoi za wszystkimi dziwnymi zdarzeniami. Dopiero na 3 sesji (w gospodzie) w momencie kiedy obudzili się w klatce w pokoju, do pokoju, w którym graliśmy weszła Sheera (wpadła do mnie godzinę wcześniej, żeby zrobić im niespodziankę ;) i opowiedziała im swoją historię. Zdanie "Mandorowi zajęło dłuższą chwilę podnoszenie szczęki z podłogi." jest jak najbardziej prawdziwe. Żałuję, że nie miałem tego dnia filmu w aparacie. ;)
Wydarzenia w puszczy (szkielet przygody) to moja robota, ale całe tło, czyli wydarzenia z punktu widzenia Sheery, "uknułem" razem z nią. ;) Razem również pisaliśmy to opowiadanie.
Jeszcze jedno: Jeśli zdecydujecie się recenzować to opowiadanie, to miejcie na uwadze, że nie jest ono typowym opowiadaniem, a relacją z sesji RPG, na której przebieg wpływ ma wiele różnych czynników i sytuacji (jedną z nich opisałem na początku). Dla mnie ta historia jest świetna, ale zdaję sobie sprawę, że dla kogoś innego, kto nie widział jej realizacji na własne oczy, może być nudna, płytka etc.
|