morgraf
2001-08-01 15:50:32
|
*Morgraf postanowił opwiedzieć coś gromadzie*
Uważnie posłuchajcie historii człowieka o którym na pewno wkrótce usłyszymy.
"Horror pustyni"
Wszędzie gdzie stąpał towarzyszyły mu śmierć i zniszczenie. Destruktor. Tak często nazywali go jego żołnierze. Morederca. To przydomek jaki nadali mu jego wrogowie. Niezmiennie od niemal dwudziestu lat on i jego oddziały przemierzały ten przeklęty przez słońce pustynny kraj. Ciemnoszare, puste królestwo bez króla. To ich dom, ich jedyne życie. Generał zawsze powtarzał swym żołnierzom że to oni są władcami tego wielkiego królestwa. Tak. Jakie królestwo, tacy królowie. Puści, gorąco krwiści, pijący bez opamiętani jak ta wiecznie sucha ziemia. Ale Generał. On był inny. Niemożna żec : lepszy. Po prostu inny. To pewnie jego wychowanie. Dziecko szczęścia odchowane pod parasolem bogatego kacyka. Szczęście skończyło mu się jednak szybko. Jego rodzinę zabito z nakazu Imperatora, chłopak uciekł na pustynię gdzie przyjęli go nomadowie. Wkrótce uciekł i od nich by szukać szczęścia wśród łąk na wschodzie. Szczęścia oczywiście nieznalazł. A jedyne co z tamtąd szczęśliwie wyniósł to własne życie i krótki pordzewiały miecz. Zrozumiał wreszcie że Fortuna niestoi już przy nim, o własne powodzenie musi zadbać sam. Tak. Pustynia stała przed nim otworem. Inaczej niż kiedyś mógł naprawdę poczuć się jej synem. Miał to czego mu niegdyś brakowało, krótki, pordzewiały miecz. NIm minął rok był już najbardziej znanym szermierzem w całym Krewlod. To nieznaczy że najlepszym, o nie. Nawet w jego obecnym oddziale było wielu lepszych od niego. On po prostu był wszędzie tam gdzie była sława i niebyło niebezpieczeństwa. Ale dobra passa trwała krótko. Wraz z grupą złodzieji i wyrzutków uciekał przed zemstą imperatora na niezamieszkałe pustkowia, krainę swej młodości. Pałał żądzą zemsty to spalił kilka wiosek na granicy. Ot tak aby sobie ulżyć. Te podłe czyny wkrótce zjednały mu sławę tak wielką jak i niezasłużoną. Jego kompania rosła szybko, sława, rzezie, bogactwa to przyciągało wszelkiej maści rzezimieszków. Niedługo potem mianował sam siebie Generałem. Wyrzekł się swego dawnego imienia i odtąd stał się po prostu Generałem, mordercą niewinnych i uciśnionych. Nieustannie walcząc z imperatorem Krewlod rozszeżał władztwo prawdziwej pustyni. Palił oazy, niszczył osiedla, zasypywał studnie, gromił wrogów. Minęły lata stary imperator zmarła a jego miejsce zajął Behemot, potężny i groźny wojownik o sławie której obiegła cały świat. Wkrótce młody władca poprowadził wyprawę w pustynie i rozgromił zbirów. Generał przeżył i choć upokorzony niemyślał o zemście. Zebrał to co pozostało po dawnej potędze i ruszył w głęboką pustynie, lizać rany. Swe małe spalone słońcem królestwo opóścił niedawno. Nieważył zbliżać się do granic Krewlod, skierował więc swe kroki ku wschodowi gdzie zieleniły się pyszne wzgórza Erathi. Generał stał teraz na granicy pustyni. Za pasmem wysokich wydma królowanie od szarości przejmowała zieleń. Błogosławiony kraj. Konny zwiadowca wyłonił się zza diun. Generał dosiadł konia i ruszył mu na spotkanie. To co usłyszał niezdziwiło go wcale. Lokalni książęta nieczekając na króla i jego wojsko wyruszyli by niepozwolić barbarzyńcom plądrować ich włości. Tak. Lepiej być niemogło. Generał skinął mieczem. W oka mgnieniu z piasku powstała cała armia konnych nomadów. Ukryci do tej pory wśród piasku mistrzowie uzdy zbili się w nieregularną gromadę. Generał wiedział iż wiele ryzykuje. Ta zbieranina, pozbawiona jakiego kolwiek wyszkolenia wojskowego ulegnie jeśli wróg wystawi w pole doskonałą Erathiańską konnice. To byłaby katastrofa. Ale przecież lokalny władyka, książe biednej prowincji niepowinien mieć kawalerii. Niepowinien. Jeźdźcy w zbitej gromadzie wyjechali na szczyt wydm. Były ich setki. Nomadzi. Dzieci pustyni którzy ufni poszli za rozkazmi Generała licząc na bogate łupy i być może dostęp do rzeki. Pustynia urywała się tu jak ucięta nożem i ustępował miejsca morzu trawy. Naprzeciw nomadów w równym szyku trwali rozstawieni pikinierzy, miecznicy a za ich plecami kilkudziesięciu wybornych kuszników. Na nieco wyższym wzgórku za ich plecami stał wielki namiot. Przd nim widać było kilku rycerzy w lśniących złotem zbrojach. To książe, młody władca tej granicznej krainy i jego świta. Błysk złota obudził w nomadach istykt grabieżców. Nieczekając na żadne rozkazy skoczyli do przodu wszyscy na raz. Generał zaklął w myślach. "Miał tak pięknie opracowany plany, a ci idioci go zaprzepaścili. No cóż i tak rozbiję to śmieszno wojsko w pył." Założył hełm i skinął mieczem na swą przboczną gwardie, niemal pięćdziesięciu chłopa na rosłych koniach. Jedyni zdyscyplinowani żołnierze w całej armii. W centrum wściekle walczące szeregi wrogów zaczęły się nieco przerzedzać. "No mój plan niecałkiem zawiódł. Środek zaraz będzie wolny ci głupcy koncentrują się na skrzydłach." Generał ruszył ze swoim oddziałem ku centrum pola bitwy. Początkowo powoli posuwali się naprzód. Gdy tylko konie weszły na trawę Generał puścił swego konia galopem, za nim podążyła cała jego gwardia. Jak błyskawica wpadli w luką między walczącymi by pojawić się tuż przed szeregiem zaskoczonych kuszników. Kilkunastu stratowali samym pędem koni. Inni zgineli od ciosów szabel. Generął skierował swego wieżchowca ku namiotowi księcia. Tuż przed odzianym w złoto wojwnikiem genrał zeskoczył z konia. Pieszo natarła na wroga. Książe był dobrym fechmistrzem sprawnie sparował pierwsze pchnięcia. Wyprowadził zwodniczą kątrę na którą Generał niemal się nadział. Dwa mocna sztych i gdyby nie lekka kolczuga nomadzkiej roboty walka byłaby skończona. Teraz Generał zaatakował. Pchnął raz pustkę udając utratę równowagi. Książe chciał to wykorzystać przerzucił ciężar ciał do decydującego pchnięcia, ale w tym momęcia sztylet który Generał trzymał w drugiej ręce wbił się pomiędzy łączenia płyt pieknej zbroji. Sztylet uwiązł w szczelinie ale książe otrzymał dotkliwą choć niezbyt niebezpieczną ranę. Szybko wykonał piruet i szerko wyprowadził cios. Generał spokojnie wyprowadził paradę. Stał znów z wrogiem twarzą w twarz. Wziął szeroki prosty zamach i spuścił cios którego siła powaliła księcia na kolana. Blokując nad głową szerki zamch książe stracił równowagę. Zachwiał się i ukląkła. Chciał wstać ale już niezdołał. Generał jednym szybkim cięciem mieczem który niewiadomo jak znalazł się w jego lewej ręce rozszczepił płyty zbroji. Krew opficie popłyneła z rany. Książe zwalił się na wznak aby nigdy już się niepodnieść. Genrał rozejrzał się wokół. Bitwa dobiegła końca. Zwyciężył. Staty niebyły wielkie. Mniejsze niż się spodziewał. Pustynne hieny w ludzkich postaciach łupiły ciała zabitych. Bagno. Pradziwe bagno ludzkości. Generał skierował swe spojrzenie ku trawiastym wzgórzom. "Na długo zapamiętacie imię Generał żałosne dzieci wody. Horror pustyni spojrzy wkrótce w wasze oczy."
To zdarzyło się niedawno. jeden kapłan mi o tym opowiedział. Kto wie co Generał wkrótce zrobi. Może nawet zechce odwiedzić Krewlod?
|